wtorek, 27 maja 2008

Z dreszczykiem

"Batutta" Zingaro.
Podczas przedstawienia nie można było robić zdjęć, ale końcowa scena…Gęsiej skórki dostałam... Do tej pory mam dreszcze, jak patrzę na to zdjęcie.

środa, 21 maja 2008

poniedziałek, 19 maja 2008

Winka łyk i Steep

Jak wychodzę wieczorem z domu, to głęboko wciągam powietrze. Raz, że na ulicy gdzie mieszka mój tata, pachnie obłędnie. Dwa - ciągle nie mogę nacieszyć się wiosną, choć dzisiaj zimno, brr. Winka łyk wczoraj sobie zafundowałam. Miło rozgrzało. Patrzę na zdjęcie u Fizi i tęsknym wzrokiem spoglądam na fotkę z plażą i promykami słońca. Ach ten hiszpański taras:) i kawki przy pogaduchach. W stanie różnego zmęczenia:)
Ale dzisiaj miało być o "Steep"!!! Wczoraj obejrzałam. Poziom adrenaliny mi skoczył, westchnienia z okrzykami na przemian z siebie wydawałam. Niesamowity film, ludzie, zdjęcia, opowieści o ryzyku, endorfinach, o tym, że za każdym razem, kiedy są w górach czują, że żyją! Każdy pewnie ma inny sposób na to, aby to poczuć, ale oni na łeb, na szyję z Chamonix sobie zjeżdżają. Kurde, to musi być niezłe uczucie, nic tylko ty i góry, totalna wolność. Dobra, już pokazuję...



p.s. Dotarłam w końcu do Fabryki Trzciny. Wcześniej nastąpił mały wypadek, aż się iskry posypały, a telefon latał w powietrzu, ale wszystko skończyło się w miarę dobrze. Noc Muzeów ha...! fajnie było.
p.s.1 Brakuje mi tutaj prawdziwej domówki. Spontanicznych zrywów. Szukam, cały czas szukam różnych rzeczy, bo obco mi jednak trochę.

środa, 14 maja 2008

Bez zielonego pojęcia

Pierwsze koty za płoty usłyszałam w poniedziałek. Powietrze wypuściłam dopiero „W oparach absurdu”. Było filmowo, bo w sumie jakże inaczej mogłoby być… W drodze do domu jeszcze tylko „Moja broń studio bez zielonego pojęcia” i już było bardzo dobrze. Tak dobrze, że padłam i zasnęłam jak dziecko. A jutro wreszcie na Planete Doc Review. Niedługo Garbarek. Oj, ruszyło się…

poniedziałek, 12 maja 2008

Na bosaka po trawie

Podaruję sobie początek weekendu. Nerwowo trochę było, ale nastąpił happy end. Za to pięknie zrobiło się w sobotę wieczorem. Koncert jazzowy, wreszcie (!), żeby lepiej było w klubie o wdzięcznej nazwie “Balsam”. Oj, brakowało mi takich klimatów. I potem jeszcze niedziela. Słońce, wiosenne zapachy, pół godziny jazdy trzęsącym się PKS-em i... Oczywiście wysiadłyśmy za wcześnie, ale nic to, po drodze był odpust, więc obwarzanki w ręce i dalej w drogę. O tych zdjęciach myślałam już od jakiegoś czasu. Teraz chyba był dobry moment. Mogłabym siedzieć w tej stadninie godzinami. I patrzeć: jak żują trawę, jak w słońcu lśni ich sierść. I te mięśnie, takie napięte. A kiedy biegają, próbować zatrzymać na zdjęciu ten niesamowity ruch. Trafiłam na towarzyskie konie. Siedzę sobie skupiona na trawie, zdjęcie chcę zrobić i nagle czuje na policzku , że coś mnie łaskocze. Słyszę blisko ucha parsknięcie. Podnoszę głowę i widzę jak patrzy na mnie wielkim oczami, tak spokojnie. Pogłaskałam go i dobrze mi się zrobiło. Tego mi było trzeba - tych zdjęć i tego spokoju.
Przed powrotem właściciel stadniny, sympatyczny pan, co na bosaka po trawie chodził, colką jeszcze poczęstował…A potem łapanie stopa. Ha, patrzymy jedzie samochód. Pan nam pokiwał i pojechał dalej. Nagle zatrzymał się, wsteczny i wraca. Otwiera drzwi i krzyczy: jak się panie z moimi dzieciakami z tyłu zmieszczą, to zabiorę! Zaglądam do środka, a tam czwórka małych piegusków siedzi. Zmieściłyśmy się. Oj potrzebna była mi ta niedziela...
Ten powyżej mnie zaczepiał

czwartek, 1 maja 2008

Deszczowo, burzowo...cuda wianki

Czy ja już mówiłam, że w Poznaniu jest pięknie? Ha, jest! Tak sobie chodziłam, rozglądałam się, głęboko wciągałam powietrze. Wiosna pełną gębą, a jeszcze jak, przed burzą lub deszczem, powietrze tak fajnie pachnie, to już niewiele mi do szczęścia potrzeba. Odwiedziłam stare kąty, ludzi, miejsca. No właśnie, ja naprawdę chcę w Warszawie też takie miejsca znaleźć. Ogródki ukryte w podwórkach, gdzie po ścianach pnie się bluszcz, kamienice, na które lubię popatrzeć albo lepiej, gdzie można wejść na dach. Szukam czegoś mojego...
W Poznaniu zeszło mi warszawskie ciśnienie. Więc wszystko mi pachniało inaczej, na wszystko spojrzałam bardziej przychylnym okiem. Babcia też, dlatego porwała mi aparat...